
Przygotowanie do ciąży
W życiu każdej kobiety przychodzi czas, gdy zaczyna myśleć o dziecku. Tik – tak – zegar biologiczny tyka. Coraz silniej odzywa się w nas instynkt macierzyński. Edycja o powołaniu na świat nowego życia, to jednak wielka odpowiedzialność i należy się do tego odpowiednio przygotować. Pierwszymi moimi krokami było rzucenie palenia, rzecz jasna – każdy o tym wie, że palenie jest bardzo szkodliwe dla dziecka, a to o nim powinnam teraz już myśleć – nie tylko o sobie. Nie było mi łatwo się z tym uporać. Rzucenie palenia nie jest proste, ale myśl o dziecku bardzo mi w tym pomagała. Dziecko, które będę nosiła pod sercem to silna motywacja. Drinki z alkoholem zastąpiłam sokami owocowymi i warzywnymi. Z myślą o przyszłej ciąży, zaczęłam także zwracać większą uwagę na to co i kiedy jem. Całkowicie przestałam jadać w budach z fast foodami, a za to zaczęłam spożywać bardzo dużo wzywa i owoców – wszelakiego koloru i rodzaju. Zapewniło mi to odpowiednią ilość niezbędnych witamin i mikroelementów. Można oczywiście pójść na łatwiznę i brać witaminy w tabletkach, co jest teraz bardzo modne. Mogą one być jednak szkodliwe dla płodu, więc wolałam nie ryzykować. Dietę wzbogaciłam o ryby, czerwone mięso i wątróbkę, za którą nigdy tak naprawę nie przepadałam, ale zawiera dużo żelaza. Do tego zaczęłam jadać więcej niż dotychczas jaj, fasoli i przetworów mlecznych, aby nie zabrakło w organizmie tak ważnego wapnia. Zaczęłam dbać o kondycję fizyczną. Wybrałam takie ćwiczenia jak gimnastyka ogólnorozwojowa, pływanie i długie spacery. Taką aktywność fizyczną będę mogła kontynuować nawet w mocno zaawansowanej ciąży, co dobrze wpłynie nie tylko na moje samopoczucie, ale nie zaszkodzi dziecku, a nawet będzie dla niego pozytywnym bodźcem do prawidłowego rozwoju.
Pierwszy miesiąc
Nie od razu zorientowałam się, że jestem w ciąży. Z początku myślałam, że dopadła mnie jakaś infekcja. Miałam nieco podniesioną temperaturę ciała. Czułam się ospała, wyczerpana i rozdrażniona. Dokuczało mi uczucie ciężkości. Odczuwałam bóle w dole brzucha i pobolewały mnie jajniki. Brzuch był wzdęty, tak jak przed okresem. Dolegliwości przypominały te, które odczuwa się przed menstruacją. W czasie, gdy powinno dojść do miesięcznego krwawienia odczuwałam pieczenie i pojawiło się tylko delikatne plamienie zamiast standardowych upławów. To dało mi sporo do myślenia. Zastawiałam się jednak, czy jestem w ciąży, czy tylko nabawiłam się jakiejś infekcji. Postanowiłam jeszcze nieco poczekać i poobserwować swoje ciało nim zacznę robić testy. Nie chciałam robić sobie złudnej nadziei.
Przez kilka następnych dni bacznie obserwowałam zmiany zachodzące w moim ciele. Piersi zrobiły mi się obrzmiałe i wrażliwe na dotyk. Szczególnie wrażliwe były sutki. Normalne krwawienie nie wystąpiło. Zmienił mi się metabolizm i zaczęłam mocniej niż zwykle odczuwać głód. Częściej także musiałam chodzić do toalety. Pojawiły się także mdłości. Niestety męczyły mnie całymi dniami, a nie tylko z rana jak sugeruje ich nazwa – zwane są one bowiem porannymi mdłościami. Zrobiłam pierwszy raz test ciążowy, taki kupiony w aptece. Wynik był pozytywny, ale żeby mieć całkowitą pewność umówiłam się na wizytę do lekarza ginekologa. Teraz już wiem, że doszło do zapłodnienia i zapłoniona komórka jajowa zagnieździła się w mojej macicy. Mój organizm zaczął produkować hormon hCG (gonadotropinę), który informował moje jajniki o zatrzymaniu cyklu owulacyjnego. W efekcie moje ciało zaczęło też produkować więcej niż dotychczas estronu i progesteronu, dzięki którym wzrastał zarodek i stymulowany był wzrost łożyska. W zarodku tworzyły się już w tym czasie zawiązki kończyn, płuc, wątroby, a na głowie powstawały płytki oczne i uszne. Zaczynało bić serce. Mam w domu kota i już teraz ze względu na ryzyko zarażenia się toksoplazmozą nie zbliżam się nawet do kociej kuwety – ten obowiązek ochoczo scedowałam na przyszłego tatusia ;).
Zdjęcie: Shutterstock
Najpiękniejsze wspomnienia mam z tego pierwszego okresu ciąży. Radość mieszała się z niepewnością. Mój mąż też był w takim doniosłym nastroju.